Bieszczady na średnio-aktywnie - dzień 2 - Połonina Caryńska

04:54


Drugi dzień wyprawy w Bieszczady, czyli wycieczka na Połoninę Caryńską minął nam pod znakiem mgły. Totalnej. Wszędzie. No... prawie wszędzie. Przekonaliśmy się przy okazji na własnej skórze, że taka pozornie zwykła mgła może mieć naprawdę wiele odsłon: od rodem z horroru, przez biel totalną aż po bajecznie baśniową.

Przebieg trasy: wejście szlakiem czerwonym z parkingu w Ustrzykach Górnych do punktu widokowego na Połoninach -> zejście szlakiem zielonym w kierunku Bereżki do schroniska "Koliba" -> dalsze zejście szlakiem żółtym do drogi "Wielka Pętla Bieszczadzka". Następnie planowaliśmy drogą wrócić do Ustrzyk, jednak szczęśliwie transport dotarł do nas wcześniej :)

Dystans: 11,5 km

Czas: około 3h 30min marszu bez postojów; łącznie z postojami krótszymi i dłuższymi wycieczka trwała około 5h 30min

Tak trasa wyglądała na mapie Bieszczadzkiego Parku Narodowego
A tak wyglądała na Endomondo


Początkowo wszystko zapowiadało się sielsko i anielsko. Parking pusty. Przypinki z logiem parku drogie ale dostępne. Znak kierujący na Połoniny sugerował, że dotrzemy do celu w 2 godziny i 10 minut. Wiedzieliśmy jednak, że to czas specjalny dla górali ze świetną kondycją, chodzących po szlakach codziennie. Jako zwykli śmiertelnicy doliczyliśmy sobie godzinę + przerwę na drugie śniadanie i pełni zapału ruszyliśmy. Minęliśmy urokliwy mostek nad strumykiem i drewnianą kładkę otuloną chaszczami. Było równo, rześko i przejrzyście. Aż dotarliśmy do niewielkiej polany.

Przyparkingowe wejście na szlak czerwony




Za łąką przywitał nas las otulony mgłą rodem z dobrego horroru. Gdyby ktoś zapragnął tego właśnie dnia kręcić w Bieszczadach kolejną część "Drogi bez powrotu" byłby wniebowzięty scenerią. W powietrzu czuło się jakąś taką "mroczność" (nawet pomimo częstych jasnych przebłysków między drzewami) oraz delikatny niepokój. Droga robiła się coraz bardziej stroma, powietrze coraz bardziej mokre, a drzewa coraz bardziej złowrogie... Czego oczywiście nie oddają w pełni nasze amatorskie zdjęcia. Uchwyciliśmy za to salamandrę plamistą. Zastaliśmy ją odpoczywającą na powalonym pniu, a gdy zaczęła uciekać, to - zgodnie z tym co o niej piszą - powolnie i niezdarnie. Nieostrość każdego ze zrobionych zdjęć przypisuję więc jej starodawnym magicznym właściwościom. Po drodze na szczyt, jeszcze przed wyjściem z lasu, można odpocząć i przekąsić coś wygodnie w altance. Szkoda, że przed przerwą śniadaniową nie wiedzieliśmy, że trzeba pokonać jeszcze tylko jeden zakręt...







W końcu nadszedł długo oczekiwany moment wyjścia z lasu... prosto w gęsty, biały puch. Mgłę totalną. A raczej chmury totalne. Przypomniało nam się Zakopane i Tatry kilka lat wcześniej - kiedy wjechaliśmy kolejką na Kasprowy Wierch powitały nas takie właśnie gęstości, po czym rozwiały się szybko po drodze i przez większą część trasy w kierunku Giewontu szczyty górskie rozdzielały białą pierzynę nad Polską od przejrzystego powietrza nad Słowacją. Widoki zapierały dech.
Mając te nieziemskie widoki w głowie szliśmy więc dalej pełni nadziei. Kolejne kamienie zostawały w tyle, roślinność koło nóg zmieniała się systematycznie, gdzieś obok co jakiś czas słychać było szelest zbieraczy ziół czy jagód, a skraplające się chmury płynęły nam gęsto po twarzy. Było mokro, wietrznie, zimno i ogólnie nieprzyjemnie. Choć muszę przyznać, że mimo wszystko miło było rozejrzeć się dookoła. W końcu niecodziennie człowiek brodzi w takim mleku.
Tak doszliśmy do słupa z mapą dostępnych szlaków i informacją, że jesteśmy na Połoninie Caryńskiej. Na wysokości 1234 m. n.p.m. A po prawej mamy punkt widokowy. Ba, była nawet ławeczka widokowa, dziwnym trafem niezajęta. Szczęściarze.





Nieziemskie widoki z punktu widokowego

Mokrzy i zziębnięci lecz pełni estetycznych doznań zrezygnowaliśmy z dalszej drogi Połoninami i skierowaliśmy się szlakiem zielonym w dół, w kierunku Bereżki. Zejście przebiegło szybko. A gdy weszliśmy z powrotem między drzewa... wmurowało nas w ziemię. Jedyne co udało mi się wydusić to "Boże, jak tu pięknie". Potem zobaczyłam, że nie tylko my tak stoimy. A jeszcze potem stwierdziłam, że ten moment w pełni zrekompensował wszystko czego nie udało się zobaczyć do tej pory.
Z drugiej strony Połonin atmosfera lasu odmieniła się o 180 stopni. Powiedzieć, że było baśniowo to zdecydowanie zbyt mało. Było przebaśniowo. Gdyby zza drzew wyszła jakaś disney'owa elfia czarodziejka otoczona małymi różowymi wróżkami, słodkimi sarenkami i puchowymi króliczkami - byłaby jak najbardziej na swoim miejscu. Szlak zielony mijał trochę między drzewami, trochę na zarośniętych porostami polankach.





Więcej zdjęć z baśniowej części tutaj: http://czas-w-podrozy.blogspot.com/2015/07/z-pooniny-carynskiej-na-berezke-makro.html

Na szlaku żółtym od schroniska "Koliba" w kierunku Bereżki mgła opadła całkowicie, a do Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej odprowadzał nas szum strumienia.

You Might Also Like

0 komentarze

Ostatnie Posty