Bieszczady na średnio-aktywnie - dzień 3 - Polańczyk i Myczków

06:59


Będąc nad Jeziorem Solińskim nie wypada nie popływać, więc trzeciego dnia wybraliśmy się nad wodę. Najbliższych kąpielisk było dwa, oba w Polańczyku, na mapie zaznaczone czerwonymi krzyżykami - jedno na cypelku (to wybraliśmy) i drugie w zatoczce. Droga spacerem w jedną stronę zajęła nam z naszego domku w Myczkowie ponad godzinę.

Tak droga wyglądała na mapie Polańczyka

A tak wyglądała na Endomondo

W Polańczyku od skrzyżowania ulic Bieszczadzkiej i Zdrojowej trochę musieliśmy przemaszerować zanim poczuliśmy typowy wakacyjny klimat turystycznej miejscowości. Mniej więcej przez połowę drogi mijaliśmy co prawda pensjonaty, hotele i sanatoria, ale było jakoś stosunkowo cicho, spokojnie... jakoś tak "coś-nie-do-końca". Dopiero później zaczęły się bary, stragany i stoiska z pamiątkami, a jeszcze później tłok innych spacerowiczów. Im bliżej jeziora tym mniej było na chodniku koszulek i sukienek, a tym więcej strojów kąpielowych. Wolne miejsca parkingowe przed samym kąpieliskiem znikły w szybkim tempie już w godzinach porannych (co w zasadzie nikogo nie dziwi), a płatny parking był zbójecko drogi. Dosłyszałam chyba 5zł za godzinę. Nie jestem pewna czy dokładnie, ale pytający kierowca najpierw się oburzył, potem roześmiał, a ostatecznie odjechał w siną dal.

Polańczyk, ul. Zdrojowa

Polańczyk, ul. Zdrojowa

Pierwsza kąpiel w Jeziorze Solińskim może rozczarować, zwłaszcza tych, którzy do tej pory raczej nie kąpali się w górskich jeziorach. Plaża była potwornie kamienista, dno potwornie strome, a do tego stopy ślizgały się na mule. Przy wyższym stanie wody podobno byłoby lepiej i wygodniej. Niemniej po trzech krokach od brzegu staliśmy już w wodzie po pas. A kolejne dwa-trzy wystarczyły żeby stać po szyję. Ogrodzone bojkami kąpielisko było w połowie zarezerwowane dla jakiejś kolonii, na pozostałej, nieogrodzonej części prawie obijało się łokcie o rowerki wodne. Widać to nieco na zdjęciu plaży - tłok, zaczynające się rowerki, głowy blisko linii brzegowej i krótkie strefy pływania odmierzone żółtymi i czerwonymi bojkami. Dopiero spacerując brzegiem dalej od kąpieliska robiło się luźniej i przestronniej. Podziwialiśmy horyzont białych żagli przy wyspie.

Polańczyk, kąpielisko na cypelku

Polańczyk, wzdłuż brzegu

Polańczyk, wzdłuż brzegu

Późnym popołudniem wybraliśmy się jeszcze na spacer po okolicach Myczkowa. Początkowo myśleliśmy, że nie ma tam gdzie chodzić - co najwyżej właśnie do Polańczyka. Ale napotkana szybko przydrożna mapa wyprowadziła nas z błędu. Okazuje się, że Myczków przecina wiele szlaków, a zwłaszcza mocno promowane w okolicy są szlaki Nordic-Walkingowe. Jedynym błędem było wybranie się między lasy, pola i łąki tuż przed nadchodzącą wieczorną burzą... po oddaleniu się od zabudowań gzy zaczęły ciąć tak gęsto i okrutnie, że w pewnym momencie przestałam podziwiać okolicę i robić zdjęcia, a w pełni skupiłam się na machaniu rękami i nogami we wszystkie strony... I choć nikogo po drodze nie minęliśmy (musiałam naprawdę śmiesznie wyglądać), a deszcz spadł długo po tym jak wróciliśmy do domu, to spaceru niestety nie mogliśmy zaliczyć do udanego.

Myczków, okolice

Myczków, okolice

Myczków, okolice

Myczków

Podsumowując cały pobyt - zdecydowanie czujemy niedosyt. Trochę na karb pogody zrzucamy małą ilość przewędrowanych kilometrów. Upały mieszały się z deszczem, a gdy nie było deszczowo to akurat robactwo musiało się naprzykrzać.
Ale Bieszczady i bieszczadzkie miejscowości nas urzekły. Mnie zwłaszcza kapliczki - są przecudowne! Stoją na każdym rogu i w co drugim ogródku. W naszym stały dwie, przy czym jedna na pamiątkę I komunii świętej (kto by na Lubelszczyźnie o czymś takim pomyślał :) ). Same przydomowe ogródki też są niesamowite. Kolorowe, pstrokate i pachnące. Wyglądają jakby ktoś wrzucił do jednego ogromnego worka kępki kwiatów (bardzo dużo kępek), krzaczki, drzewka i ogrodowe ozdoby - wiatraczki, studzienki, krasnoludki, plastikowe bociany, plastikowe kwiaty na długich nogach, plastikowe jelonki i sarenki oraz inne rzeźby - a następnie pomieszał to wszystko w tym worku i rozsypał na trawniku. I tak praktycznie przed każdym domem.

Wizyta w Bieszczadach pierwsza, ale z pewnością nie ostatnia :)

You Might Also Like

0 komentarze

Ostatnie Posty